Żołnierz Wojska Polskiego we Wrześniu 1939 roku, członek konspiracyjnych „Szarych Szeregów” i Armii Krajowej, wreszcie więzień niemieckiego kacetu Stutthoff. Do Polski powrócił po wojnie w sfatygowanym mundurze zachodnich formacji zbrojnych.
Przed 1939 rokiem zadania społecznej aktywności, wpisanej w charakter tego dzielnego Pomorzanina, Hubert realizował miedzy innymi jako członek Związku Harcerstwa Polskiego. W macierzystej, bydgoskiej drużynie męskiej zdobył wszystkie kolejne stopnie do Harcerza Rzeczypospolitej włącznie, otrzymał też zieloną podkładkę instruktorską podharcmistrza. Uczestniczył w codziennej służbie skautowej, kierował obozami, wzorowanych głównie na placówce, wspaniale opisanej w publikacji „Pod totemem słońca” Antoniego Wasilewskiego. Z lektury tej książeczki wyłania się obraz przedwojennej polskiej młodzieży, rzetelną nauką, pracą i fantazją wzbogacającej ówczesną rzeczywistość – owych wspaniałych nastolatków, dumnych z osiągnięć odrodzonej Polski i przynależności do ZHP, patriotów nie tylko werbalnie dających tego świadectwa.
Większość przyjaciół Huberta pochodziła z rodzin o niewysokim poziomie materialnym, często ci młodzi ludzie kształcili się, podejmując jednocześnie różne prace. Tak wspomagali rodziców – a także pozyskiwali środki na działalność harcerską, w tym organizację obozów.
Bydgoska PKP udostępniła drużynie pomieszczenie, gdzie przeprowadzano zbiórki oraz magazynowano własny sprzęt turystyczny, między innymi kilka drewnianych kajaków. To wspólnie wypracowane dobro umożliwiało wymarsze na biwaki, uczestnictwo w spływach i oczywiście wyjazdy na obozy. Trasę do miejsc ich lokalizacji – czasami bardzo długą – chłopcy i sprzęt pokonywali częściowo furmankami, natomiast główne odcinki „zaliczali” w pociągach.
Nikt nachalnie nie ględził o poszanowaniu ojczystej przyrody, utrzymywaniu życzliwych kontaktów z ludnością okolic, do których drużyna się udawała, czy wreszcie pomocy miejscowym w żniwach lub innych pracach. To było dla harcerzy po prostu oczywiste !
Obiady gotowano w huculskiej kuchni – czyli garze, zawieszanym nad ogniskiem, zakupy odnotowywano w brulionie - jedynej dokumentacji obozu, zarówno finansowej, gospodarczej jak i metodycznej. Wypisywane rozkazy dzienne zawierały programy zajęć, wyznaczały służby kuchenne i wartownicze, potwierdzały zdobycie stopni i sprawności – a także informowały o nagrodach lub karach.
W Bolesławcu Hubert Bonin wykorzystał uzyskane przed wojną, kwalifikacje, uruchamiając pierwszą, prywatną drogerię. Stała się ona miejscem kontaktów młodzieży, pragnącej wstąpić do harcerstwa.
Przez szeregi 1 Bolesławieckiej Drużyny Harcerskiej przeszły rzesze późniejszych inżynierów, oficerów, naukowców, robotników i przedstawicieli innych zawodów. Nie zawsze doceniano Harcmistrza Huberta, dawna władza pilnowała, by działalność wychowawcza w drużynie nie podważała oficjalnie narzucanej doktryny. Pierwszy Patron „Jedynki” – książę Józef Poniatowski musiał więc ustąpić miejsca Gustawowi Morcinkowi, a śpiewana piosenka o Lwowie spowodowała przesłuchanie Druha Huberta, który ostatecznie nie zdzierżył, gdy nastała OH ZMP – i na długo odszedł z harcerstwa…
Dzisiaj w bolesławieckim hufcu żywa jest pamięć o Harcmistrzu Hubercie Boninie. Jego legendarne obozy stanowią nadal wzór dla współczesnych harcerzy. Niestety – obecne narzucane wymogi wykluczają pełny powrót do tak zwanego „puszczaństwa”, którego nie zastąpi dziwny survival, polegający czasami na nauce odżywiania się dżdżownicami kilka kilometrów od sklepu z artykułami spożywczymi…
Harcmistrza Huberta Bonina spotykano daleko poza Bolesławcem. Ostatnio dotarły do naszego miasta zdjęcia, wykonanie w Polsce przez turystę, odwiedzającego dość przypadkowo jeden z dawnych obozów „Jedynki”. Odnalazł się też film, nagrany gdzieś w kraju amatorską kamerą na ośmiomilimetrowej taśmie. Te cenne pamiątki wzbogaciły archiwum Hufca ZHP imienia Szarych Szeregów w Bolesławcu.