Bez większych opóźnień około 20 na progresywno-rockowych torach stanął pośpieszny zwany „Bazzer”, a za sterami mikrofonu - „szalony” – oczywiście w jak najbardziej pozytywnym tego słowa znaczeniu - maszynista Arek. Okazało się, że to początek długiej, choć dla spragnionych muzycznych doznań – jak zawsze – za krótkiej, fascynującej muzycznej podróży. To bezwzględny czas można obarczyć winą za wykolejenie soczyście udźwiękowionego wieczoru, bo oto o 00:30 nastało coś, co według Wikipedii (wiem, bo sprawdziłem zaraz po powrocie do domu) nazywane jest ciszą.
Cisza taka staje się tym bardziej dotkliwsza, im bardziej czarujący żywioł, który ją poprzedza, a czaru i uroku nie można odmówić zespołowi Aneke, a w szczególności jego wokalistce Ani.
W jednym z okołokościelnych kawałów sławi się mszalne wino, jako te, które trafiając do ust księży swą – najwyraźniej transcendentną naturą - powoduje śpiew wszystkich zgromadzonych. W przeciwieństwie do pieśni kościelnych, utwory rockowe często nasycone są znacznie większą ilością tekstów, dźwięków, a przede wszystkim nieokiełznaną energią. Dla zgromadzonych „semaforowiczów” wyznacznikiem tego swoistego upojenia muzyką stały się przepełnione progresywnym metrum ruchy głową, a czasem radosne pląsy, zresztą te same, dzięki którym z pewnością poszczególne partie mięśni stały się doskonałym kilkudniowym nośnikiem pamięci o koncercie.
Czas jednak rozliczyć się z tymi, którym okoliczności nie pozwoliły przybyć tego wieczoru do klubu Semafor.
Z pewnością mają czego żałować fani Metallicy czy Pantery, których to utworami („For Whom The Bell Tolls” - Metallica oraz „This Love” – Pantera) uraczył nas zespół BAZZER, wykonując je z należytą starannością i energią. Ponadto żywiołowością i duchem hardrockowym zespół pozwolił odczuć wpływy takich kultowych zespołów jak choćby Budgie, Metal Church, AC/DC czy Iron Maiden, nie zapominając oczywiście zaserwować dawkę własnej - godnej towarzystwa wyżej wymienionych – twórczości.
Żywiołowy głos Arka przeniósł słuchaczy na prawdziwą ucztę metalową. Nie wykluczone również, że znaleźli się tacy, którzy znając Arka wcześniejsze dokonania, obfitujące w szlagiery niesione głębokim i basowym tembrem głosu, otworzyli nie tylko szeroko uszy, ale również oczy i usta, co jakby w ostatnim przypadku staję się naturalnym gestem wśród wszystkich spragnionych złocistych rozkoszy, których Semafor przybyszom nie szczędzi.
Mięsiste riffy i skoczne solówki gitarzystów, dodały występowi smaczków i pikanterii, a całość jak to zwykle bywa dopełniła gitara basowa oraz perkusja, serwując twór, który w przełożeniu na nomenklaturę kulinarną można określić jako krwisty befsztyk z sosem pieprzowym. Mniam!
Pierwsze dźwięki ANEKE przeniosły zgromadzonych w świat bardziej refleksyjny i subtelny, jednocześnie stawiając zdecydowane kroki do niesłychanie barwnego muzycznie świata progresywnego rocka.
Ciężko było się oprzeć wrażeniu, że wokalistka łączy w swoim głosie, wrażliwości i ekspresji to, co hipnotyzuje fanów Hey, Comy, Anathemy, czy nawet Cristiny Scabbia (Lacuna Coil).
Można pokusić się o stwierdzenie, że Aneke otwiera duszę dla słuchacza i ma w sobie coś, co powoduję, że słuchacz chce się odwdzięczyć tym samym. Aneke po prostu hipnotyzuje i wciąga.
Jako fan gitarowych brzmień nie mogę nie wyrazić zachwytu przestrzenią gitarową, jaką stworzył duet gitarzystów, z których każdy budował własną, ale jakże spójną z całością, przestrzeń muzyczną.
Dzięki niebanalnym solówkom gitarowym mogliśmy się przenieść w świat progresywnej magii rodem z koncertu Opeth, Pain of Salvation czy Porcupinee Tree.
Mimo, iż Aneke jest młodziutkim zespołem, ma na koncie sporo występów, wyróżnień, a ich utwory trafiały na różne składanki i płyty kompilacyjne. Na szczęście dla brzeżan udało im się również nagrać płytę promocyjną, którą "semaforowicze" mieli okazje nabyć tuż po koncercie.
To z pewnością jeden z bardziej udanych wieczorów w Semaforze, choć ciężko nie wyrazić żalu, że tak niewiele brzeżan miało przyjemność obcować z tą przestrzenią dźwięków i uczuć.
Jednak już 26.02.2011 r. o godz. 20:00, również w klubie Semafor, ratować osłabione morale muzyczne przybędzie kwartet jazzowy „Real Quartet”, którego muzycy dali już brzeżanom szansę zasmakowania ich kunsztu jazzowego.